środa, 13 listopada 2013

Kochamy, wybaczamy, zwyciężamy.

Przychodzę do Was z kolejnym opowiadaniem. Nie jest ono jednak następną częścią tego, które piszę od kilku miesięcy. To kolejne, odrębne opowiadanie.
Powstało po obejrzeniu 12 odcinka 3 serii Lekarzy. Dlatego, jeśli ktoś go jeszcze nie widział, myślę, że będzie korzystniej, wrócić tu po obejrzeniu i wtedy przeczytać ;)
Patrząc na to, jak wątek Alicji i Maksa się rozsypał... Patrząc na Maksa w tym właśnie odcinku... Nie byłabym sobą, gdybym na znany Wam już sposób nie 'przetrawiła' tego wszystkiego.
Napisałam swoją własną wersję rozwoju jednej ze scen i tego, co dalej... Naprawiłam sobie troszeczkę Maksa ;)

Myślę, że bez problemu odnajdziecie się w tym, w którym momencie rozpoczyna się opowiadanie...
Miłego czytania ;)




- Cały czas nie mogę uwierzyć, że jej nie ma...
- Wiem. - wyszeptała, próbując złapać jego rozbiegane spojrzenie.
Wspomnienie Olgi dla nich obu było cholernie trudne. Maks cierpiał po śmierci matki swojego dziecka, a Alicja, mimo wszystko, nie potrafiła wobec tej tragedii przejść obojętnie. Nikt nie potrafił... Oczywiście śmierć Rojko nie sprawiła, że Szymańska nagle zapałała do niej sympatią, jednak poruszyła nią. Mimo wszystko, wobec śmierci młodej kobiety, która właśnie została mamą, która nigdy nie przytuli swojego dziecka, nie zobaczy jego pierwszych kroków, nie usłyszy słów... Nie da się przejść niewzruszonym.
Cisza między nimi przeciągała się, a napięcie rosło. Żadne z nich nie wiedziało, co robić, co powiedzieć. Zmieszani, zagubieni, zmęczeni tym wszystkim, przez co w ciągu ostatnich kilku dni, obydwoje przeszli, siedzieli ze spojrzeniami wbitymi w stół. W końcu wzięła głęboki oddech i wstała.
- Pójdę już...

><

Alicja, poprawiając kaptur bluzy spokojnym krokiem zeszła po schodach i zatrzymała się tuż przy drzwiach. Maks podążał za nią, bez słowa. Kucnęła, zawiązując buty. On oparł się o ścianę, cały czas ją obserwując. Wyprostowała się, łapiąc jego spojrzenie. Wysiliła się na pokrzepiający uśmiech, chcąc dodać mu otuchy, choć serce rwało jej się na miliony drobnych kawałeczków. Przecież jeszcze tak niedawno, tutaj, obydwoje byli tak szczęśliwi. Zakochani, świeżo upieczeni małżonkowie... A teraz obydwoje mierzyli się z tak trudną sytuacją, tak bolesnymi wydarzeniami.
Jego twarz przeszył grymas. Spuścił wzrok. Patrzyła na niego przez chwilę. Nie trudno było jej zauważyć, jak się denerwuje. Jak pod wpływem szalejących w nim emocji, napinają się jego mięśnie, jak zmieszanie, niepewność, strach, ból i żal wymalowują się na jego twarzy, w postaci grymasu, za którym chciał ukryć wszystko, co targało nim od środka. Przecież znała go tak dobrze...
- Trzymaj się, Maks... - dotknęła dłonią jego ramienia. Szybko cofnęła rękę, zanim zdążył podnieść na nią swoje spojrzenie. Każde spotkanie z nim, każda rozmowa, bliskość... Widok jego cierpienia, bólu... Kosztowało ją tak wiele. Za każdym razem ból, który od kilku miesięcy rozrywał jej serce, tylko się zwiększał. Ale nie to było ważne. Nie potrafiła inaczej. Musiała tu przyjść. Musiała pokazać mu, że może na nią liczyć. Przecież oddała by wszystko, by móc mu pomóc, wesprzeć...
Odwróciła się podchodząc do drzwi. W momencie w którym miała je otworzyć poczuła, jak chwyta jej dłoń. Delikatny uścisk spowodował, że zatrzymała się w miejscu. Dopiero po chwili mocniej ścisnął jej rękę.
- Ala... - wyszeptał.
Bała się odwrócić. W ciągu ułamka sekundy jej serce niewyobrażalnie przyspieszyło rytm a wszystkie mięśnie, jakby osłabły. W końcu powoli odwróciła się w jego stronę. Niepewnie podniosła wzrok. A on w końcu spojrzał jej prosto w oczy, choć na chwilę.
- Zostań... - wyszeptał, wodząc wzrokiem po jej twarzy. Nie potrafił na dłużej zatrzymać się przy jej tęczówkach. Ten ból, który widział kilka miesięcy temu, zawód, żal... Kiedy mówił jej o Oldze, o dziecku i wreszcie, kiedy się rozstawali, kiedy omawiali kwestie rozwodu, kiedy wyjeżdżała do Warszawy... On ciągle się tam tlił. Został przytłumiony wyrozumiałością, chęcią pomocy, wsparcia... Ale przecież ciągle był. Skrzywdził ją, po raz kolejny. I zdawał sobie z tego sprawę.
Targały nią sprzeczne emocje. Tak długo na to czekała... Na jakikolwiek gest z jego strony. Przyzwolenie, chęć przyjęcia jej pomocy Przecież po to była. Marzyła o tym, by pokazał jej, że jest mu potrzebna, że jej obecność ma dla niego znaczenie. Że kocha...
- Przepraszam... - znowu na ułamek sekundy zatrzymał się przy jej oczach. Puścił jej dłoń i w obie ręce ujął jej twarz. - Ala... Przepraszam... - zrobił krok do przodu i dalej otulając dłońmi jej twarz, stanął tuż przy niej.
Przymknęła oczy, wtulając policzki w jego dłonie. Tak bardzo tęskniła za jego dotykiem... Nie potrafiła skupić się na niczym innym. Tęsknota była silniejsza, niż logiczne myśli, niż rozsądek. Tak bardzo zatraciła się w rozkoszowaniu jego dotykiem, że nawet nie zauważyła, kiedy zgarnął ją w swoje raniona, wtulając się w jej ciało. Jej ręce automatycznie oplotły jego szyję, a on, przytulił ją do siebie jeszcze mocniej.
Na swojej szyi czuła jego oddech, na ramieniu ciężar jego głowy. Czuła, jak jego ciałem zaczynają przechodzić dreszcze. Z każdym kolejnym silniej przytulał ją do siebie.
- Nie poradziłem sobie. Nie... Nie radzę sobie dalej. Ala... To wszystko mnie przerosło. - odsunął ją od siebie, znowu ujął jej twarz w swoje dłonie, opierając czoło o jej czoło. Spojrzała w jego oczy, które wyrażały tak ogromne poczucie bezradności. Bez problemu dostrzegła iskrzące się w jego tęczówkach łzy. - Myślałem, że... Że dobrze zrobię, że tak muszę, że to najlepsze, co mogę zrobić. Dla dziecka, dla Ciebie... Dla nas wszystkich.
- Maks... Nie rozpamiętuj tego proszę... To teraz nic nie zmieni. Teraz... Musisz skupić się na dziecku.
- Cholernie ciężko było mi się do tego wszystkiego... Przyzwyczaić... Oswoić. Nie potrafiłem o Tobie zapomnieć, wiesz? - spojrzał jej prosto w oczy, milczał przez chwilę, a widząc, że chce się odezwać, zaczął mówić dalej. - A teraz jeszcze to wszystko... Olga... Olga nigdy nie byłaby Tobą... Nie mogę powiedzieć, że ją kochałem... Zresztą ona sama to wiedziała. Mówiła, że... Nigdy nie patrzyłem na nią tak, jak na Ciebie...  Ale to była matka mojego dziecka... A teraz... Jej nie ma... Jest dziecko... Mój syn... Ma tylko mnie... Boję się. Cholernie się boję. Zawiodłem Ciebie. Zawiodłem siebie... Boję się, że jego też zawiodę... Jestem... Nic nie jestem wart.
- Maks! Co Ty wygadujesz?!
- Skrzywdziłem Cię. - wyszeptał, patrząc prosto w jej oczy. Uciekła mu wzrokiem, a on odsunął się do niej, oparł o ścianę i powoli zsunął się w dół. Usiadł na podłodze.
- Ile wart jest facet, który krzywdzi kobietę, którą kocha? Który zawodzi... - ukrył twarz w dłoniach.
- Maks, proszę Cię, przestań.. - kucnęła tuż przed nim, kładąc obie dłonie, na jego ramionach. - Maks!
- Jestem do niczego. A mój syn ma tylko mnie. Na co mu taki ojciec?
- Maks! - potrząsnęła nim, zaciskając dłonie na jego ramionach. - Weź się w garść! Właśnie dla niego. Dla Twojego syna!
Widziała, jak ze sobą walczy. Jak stara się opanować emocje. Ale one, właśnie teraz postanowiły się z niego wydostać. Chwila słabości... Doskonale znała takie chwile. Sama też z pozoru była twarda. Ale czasami nerwy puszczają, miarka się przebiera. I nie da się od tak, wziąć w garść. Każdemu, nawet twardemu facetowi zdarza się moment, w którym nie daje rady. Usiadła obok niego, opierając się o ścianę. Wiedziała, że nałożyło się na niego całe mnóstwo trudnych chwil, wydarzeń, decyzji...
- Wszystko sobie jakoś poukładasz... - zaczęła, po dłuższej chwili ciszy. - Ja wiem, że... Zawsze będzie Ci ciężko... Z powodu Olgi... I Tobie i Małemu... Ale poradzisz sobie. Maks, będziesz wspaniałym ojcem...
W milczeniu wysłuchiwał jej słów. Co chwilę na nią zerkał. Wodził wzrokiem po jej twarzy. Widział ile ją to kosztuje. Imponowała mu swoją postawą. Pomimo tych wszystkich trudnych wspomnień, ciężkich przeżyć w ciągu ostatnich dni, nie mógł nie odczuć tego przyjemnego ciepła, gdzieś na dnie serca, zawsze, kiedy przy nim była. Teraz też to czuł. Wiedział, że może na nią liczyć, że jest... Że mimo wszystko nie odwróciła się od niego i nie zostawiła samego.

- Ala... - odezwał się w końcu, powoli odwracając głowę w jej stronę. Spotkał jej spojrzenie. - Słyszałaś? - spytał cicho, nieprzerwanie patrząc jej w oczy. Szybko wyczytał z nich, że nie do końca zrozumiała co ma na myśli, dodając zaraz. - Prosiłem, żebyś... Została... Ala... Nie wyjeżdżaj do Warszawy... - odwrócił się w jej stronę i klęknął tuż przy niej. - Wiem, że to będzie trudne... - Wziął w dłonie jej twarz. - Przepraszam. - wyszeptał, pewnie patrząc w jej oczy.
- ... - tęczówki błyskawicznie zaszły jej łzami, przymknęła powieki, nie chcąc pozwolić, by wydostały się na powierzchnię.
- Kocham Cię. - przysunął się do niej, jednocześnie nadal obejmując dłońmi jej twarz i przelotnie musnął jej usta. - Tak bardzo za Tobą tęskniłem... - Otworzyła oczy i spojrzała prosto w jego tęczówki. Intensywność spojrzenia, jakim się darzyli sprawiała, że cisza między nimi elektryzowała powietrze.
W pewnym momencie zdecydowanym ruchem przyciągnął ją do siebie, a ona, podnosząc się również na kolana, zarzuciła mu ręce na szyję. Szybko odnalazł drogę do jej ust. Tym razem od razu oddała pocałunek. Ich stęsknione i jakże potrzebujące w tym momencie bliskości wargi w mgnieniu oka odnalazły wspólny rytm. Czułe pocałunki szybko przestały im wystarczać. Samoistnie przerodziły się w bardziej zachłanne, namiętne i pośpieszne. Wsunął dłonie pod bluzę, którą miała na sobie. Równocześnie z aksamitem jej skóry pod swoimi dłońmi, poczuł, jak jej ciało przeszywa dreszcz. Zawsze reagowała na niego w ten sposób, a jemu cholernie się to podobało. Teraz, po tak długiej rozłące, wobec tak wielkiej tęsknoty, każdą pieszczotę chłonęli jeszcze intensywnej. Jednym sprawnym ruchem zdjął z niej bluzę, zaprzestając pocałunków tylko na konieczną chwilę. Wrócił do jej ust, a jej dłonie powędrowały pod jego bluzkę. Docierając do jego skóry uśmiechnęła się szeroko. Kochała to ciepło i delikatność jego ciała. Powędrował pocałunkami na jej szyję. Gładząc jego plecy, odchylała lekko głowę do tyłu. Gęsia skórka, która pokrywała każdy kawałek jej ciała, przyjemnie drażniła jego wargi. W końcu wrócił pocałunkami do jej spragnionych warg, jednocześnie dłońmi błądząc po jej plecach. Po krótkiej chwili odnalazł jej dłonie i ujął je w swoje. Odsunął się delikatnie od niej i ciągnąc ją za sobą, wstał. Podążyła za nim. Kiedy już obydwoje stali na nogach, przylgnął do niej i przyparł ją do ściany. Zaplotła dłonie wokół jego szyi, całkowicie poddając się gorączkowym pocałunkom i jego dłonią, które z zachłannością pieściły jej ciało.
W pewnym momencie z trudem oderwał się od jej ust. Ich szybkie oddechy zagłuszyły ciszę, panującą w pomieszczeniu. Oparł czoło o jej czoło i spojrzał jej głęboko w oczy. Patrzyła na niego tak intensywnie, z tym tak ukochanym przez niego błyskiem, iskierką. Obojgu, gdzieś w zakamarkach rozsądku, zapaliła się czerwona lampka. Seks nie jest sposobem, na rozwiązanie problemów, ani ich zagłuszenie... Ale co z tego? Skoro teraz, w tym momencie ich serca biły w jednakowym rytmie a spojrzenia wyrażały tak wielką potrzebę bliskości. Usta rwały się do siebie, a dłonie lgnęły do ciała tej drugiej osoby, bu utonąć w tym najbardziej ukochanym dotyku, by każdym zmysłem odczuć bliskość i obecność ukochanej osoby. Potrzebowali siebie. Teraz, w tym momencie. Tak bardzo za sobą tęsknili...
Zatopił się w jej wargach czule i namiętnie, po to by zaraz odsunąć się od niej z powrotem. Musnął jej szyję, jednocześnie biorąc ją na ręce. Jej nogi błyskawicznie odnalazły swoje miejsce, wokół jego bioder, a dłonie mocno zacisnęły się na jego karku. Składając pocałunki na jej szyi skierował się w stronę schodów. Kilkanaście stopni zajęło im sporo czasu. Zatrzymywał się co chwilę, odnajdując jej usta. W końcu na ostatnim stopniu postawił ją na nogach. Zachłannie zatopił się w jej wargach a ona dłońmi błądziła w jego włosach. Rozwiązał sznureczek, którym przewiązane miała spodnie, a te bezszelestnie opadły na podłogę. Chwilę później podobny los podzielił element jego garderoby. Pozbawiając się reszty ubrań, krok po kroku podążali w stronę łóżka. W końcu położył ją na nim, a sam pochylając się, składał pocałunki na całym jej ciele.
- Kocham Cię... - wyszeptał, tworząc ścieżkę muśnięć wzdłuż jej szyi, z góry na dół, z dołu do góry. Mógłby godzinami pieścić ten skrawek jej ciała, czując, jak wygina się przy tym i przyjemnie wzdycha.
- Maaks... - jej cichy szept, z nutką drżenia w głosie, uświadomił mu, że w tym momencie i on, i ona potrzebują czegoś więcej. Odsunął się lekko i spojrzał prosto w jej oczy. Uśmiechnęła się do niego delikatnie, a jej oczy były tak cudownie rozanielone. Przygryzła dolną wargę i przeniosła dłonie na jego biodra, sugestywnie przyciągając go do siebie.
Po tak długiej rozłące, bolesnym rozstaniu znowu odnaleźli siebie. Spędzili w swoich ramionach upojne chwile, wynagradzając sobie wzajemnie tęsknotę i udowadniając, że pomimo wszystko, to właśnie oni pasują do siebie idealnie. A gorącego uczucia, jakie ich łączy, nie jest w stanie osłabić nawet kilkumiesięczne rozstanie. Nawet tak trudne doświadczenia...

><

Leżeli, w skotłowanej pościeli. On, na plecach, z przymkniętymi powiekami. Błądził myślami gdzieś daleko, jednocześnie obejmując ramieniem ciało, wtulonej w niego Alicji. Opuszkiem palca delikatnie gładził jej nagie ramię. Ona, z głową na jego torsie, wsłuchiwała się w coraz spokojniejszy rytm jego serca. Też była zamyślona. Bo przecież znaleźli się w cholernie trudnej sytuacji. Tak wiele się wydarzyło. Los zgotował im najtrudniejszy w życiu sprawdzian. Sprawdzian ich uczucia. Siły charakteru, miłości...
Przed chwilą, będąc znowu tak blisko, odnaleźli siebie z powrotem. Dla nich nie był to tylko seks. Był to jednocześnie powrót, jak i rozpoczęcie nowego etapu. Wybaczenie, ukazanie siły prawdziwego uczucia. Obietnica, złożona sobie wzajemnie...

- Jesteś pewna, że... Będziesz potrafiła mi kiedykolwiek wybaczyć? - spytał, przerywając panującą w pomieszczeniu ciszę i jednocześnie błądząc dłonią po jej nagich plecach.
- Maks... Kocham Cię. - odparła, wiedząc, że tymi dwoma słowami udziela najlepszej odpowiedzi, na zadane przez niego pytanie. Szczerej i prawdziwej. - Kocham Cię najbardziej na świecie. Nie potrafię... żyć obok Ciebie. - podniosła głowę i zwróciła spojrzenie w jego stronę. - Nie mogłabym... Nie wybaczyć.
- Jesteś aniołem... - uśmiechnął się, przykładając dłoń do jej policzka. Bał się, że nigdy już nie zobaczy tego ciepła w jej oczach, nigdy nie zazna tego najcudowniejszego na świecie szczęścia, które odnalazł przy niej. Nie miał pojęcia, w jaki sposób ją przeprosić, jak podziękować i jak wynagrodzić jej wszystkie łzy, które przez niego wylała. Czym sobie na nią zasłużył? - Dziękuję... - pochylił się lekko w jej kierunku i musnął jej usta. - Chciałbym zrobić coś, żeby Ci to wszystko wynagrodzić... Żeby...
- Po prostu mnie przytul. - weszła mu w słowo.
- ... - bez słowa spełnił jej prośbę, obejmując silnymi ramionami i przytulając do siebie jej kruche, delikatne ciało. - Kocham Cię. - musnął jej włosy. - Zawsze Cię kochałem. Wiesz, że ja...
- Wiem.
- A co... - zaczął, milknąć na chwilę. - Z Kubą?
- Jest Twoim synem... - odparła od razu, mocniej się do niego przytulając.
- I Olgi.
- To tylko dziecko... Jest taki bezbronny, malutki, niewinny... - szeptała, powoli podnosząc głowę i spoglądając na jego twarz.
- Ala...  - spojrzał jej prosto w oczy - Naprawdę będziesz w stanie być mamą dla mojego syna?
- ... - przytaknęła, skinieniem głowy. - Maks, on jest małą cząstką Ciebie.
- Pokochasz go?
- Nie potrafiłabym go nie pokochać. - z powrotem wtuliła się w jego tors.
- Będziesz się nim opiekowała, troszczyła się o niego? - pytał, gładząc jej plecy i jednocześnie uśmiechając się do siebie. - Będziesz. - odpowiedział, sam sobie.

><

- Naprawdę musisz iść? - zapytał, wstając z łóżka. Sięgnął po leżące najbliżej bokserki i wciągając je. Przeszedł po pokoju i pozbierał porozrzucane po podłodze rzeczy Alicji.
- Muszę. Dziękuję. - uśmiechnęła się nieśmiało, kiedy wręczając jej pozbierane ubrania, usiadł obok. - Obiecałam Beacie. - dodała, widząc jego spojrzenie. - Ani Beata, ani ojciec nie wiedzą, gdzie jestem...
- Ale jutro pojedziesz ze mną do Kubusia?
- Przecież obiecałam. - uśmiechnęła się.
- Koocham Cię. - pochylił się w jej stronę i czule musnął jej usta. Oddała pieszczotę, ujmując w ręce jego twarz.
- Ja Ciebie też. - wyszeptała, odsuwając się od niego i patrząc mu prosto w oczy.

><

- Alka! - Jasińska poderwała się z miejsca, zauważając siostrę wchodzącą do pokoju. - Gdzie Ty tak długo byłaś?! Martwiłam się!
- ... - bez słowa usiadła na kanapie. Przeniosła wzrok na siostrę, która właśnie siadała obok niej.
- Coś się stało? Stało! Alka... - odstawiła kieliszek po winie, który do tej pory trzymała w dłoni, na stolik, tuż obok butelki.
- Nalejesz mi? - skinęła w kierunku wina, uśmiechając się.
Wstała i podeszła do barku, skąd wyjęła drugi kieliszek. Cały czas zerkała w stronę Alicji. Siedziała na kanapie ze wzrokiem wbitym w podłogę. I gdyby nie ten, jakby mimowolnie, malujący się na jej ustach uśmiech i podejrzanie skaczące w jej oczach iskierki, nie potrafiłaby tak spokojnie czekać, aż Szymańska sama zacznie mówić i już zaczęła o nią martwić.
Wypełniła oba kieliszki do połowy czerwonym winem i siadając obok Ali, podała jej jeden z nich.
- Byłam u Maksa... - zaczęła, a kąciki jej ust uniosły się ku górze, formując się w piękny, choć nieśmiały uśmiech.
- Wiedziałam! - oświadczyła, zakładając nogę na nogę i opierając się wygodnie.
- ... - przeniosła na nią spojrzenie.
- No co? Przecież to się musiało stać prędzej, czy później...
- ... - otworzyła usta, żeby się odezwać, jednak Jasińska weszła jej w słowo.
- Kochasz tego kretyna. I to tak cholernie. Na swoje własne nieszczęście.
- Beatka... A ile Ty tego wina wypiłaś? - znacząco uniosła brwi.
- Oj... - wzruszyła ramionami. - Może i wypiłam, ale... Wiem co mówię. I Ty też wiesz. Przecież Cię skrzywdził. I żeby to jeszcze było pierwszy raz... Ala... Ile razy on nawalił? Ile nocy przez niego przepłakałaś... Gustaw, Somalia... Olga... Dziecko...
- Wiem...
- Wiem, że wiesz. Ale i tak go kochasz, no nie?
- Kocham.
- Aż tak. Ja nie byłabym w stanie tego wszystkiego wybaczyć... Tyle się wydarzyło...
- A czy to nie trwanie przy nim w najcięższych chwilach przysięgałam mu przed ołtarzem? Beata, ja go kocham. Próbowałam sobie wmówić, że mogę bez niego żyć. Ale... Tylko przy nim byłam... I mogę być szczęśliwa.
- No tak... Chciałabym kiedyś kochać kogoś tak jak Ty jego... Maks jest cholernym szczęściarzem. Powinien dniami i nocami dziękować za to, że... Jesteś. - zamyśliła się na chwilę. - Ale... Alka! Wiesz, że tu już nie tylko o Ciebie i o Maksa chodzi... Jest dziecko... Syn Olgi. - spojrzała jej prosto w oczy.
- I Maksa. - dodała spokojnie.
- Ale Olga...
- Wiem...
- Wiesz, jak wielką odpowiedzialność bierzesz na siebie? Ala... To nie będzie proste. Ja wiem, że Ty to maleństwo pokochasz... Ale ono zawsze będzie przypominało i Tobie, i Maksowi o Oldze... Będziecie musieli mu o niej powiedzieć, dbać o jej pamięć... Poradzisz sobie z tym? Ta kobieta zawsze już będzie obecna w Twoim życiu...
- Też się tego bałam... - przyznała, zaplatając ręce na piersiach. Milczała przez chwilę... - Przecież marzyłam o tym, żeby dać Maksowi dziecko. - przyznała, a Beata kątem oka dostrzegła iskrzące się w jej oczach łzy. - Kiedyś... W życiu nie pomyślałabym o dziecku. Krzysztof... Bardzo chciał je mieć. A ja... Ja chciałam się rozwijać, pracować... Praca była całym moim życiem, była najważniejsza. Dopiero kiedy poznałam Maksa... Kiedy zaczęliśmy być razem... Priorytety zupełnie mi się zmieniły. Praca to moja pasja... Ale zeszła na dalszy plan. A ja, przy nim... Zaczęłam marzyć o dziecku... Jeszcze jakiś czas temu wyobrażałam sobie jak kiedyś powiem Maksowi, że jestem w ciąży, że będziemy mieli dziecko... Wyobrażałam sobie jego reakcję... Siebie... - wzięła głęboki oddech, czując, że głos jej się łamie. - z brzuszkiem... Oczyma wyobraźni widziałam, jak wspólnie oczekujemy naszego maleństwa... I tak nagle dowiedziałam się, że on będzie miał dziecko z Olgą... Że to ona mu je da...
- Alka... - zsunęła się niżej i oparła głowę, na ramieniu siostry.
- Ale... Byłam u niego kilka razy. Widziałam go... Dotykałam tych jego malutkich rączek... On jest taki bezbronny... Taka kruszynka.
- Już go pokochałaś. - uśmiechnęła się, dłońmi przecierają oczy, które i jej zaszły łzami - W sumie... Nie powinno mnie to dziwić. Ty nie mogłabyś inaczej... - podniosła się i spojrzała w jej stronę. - I już podjęłaś decyzję.
- Podjęłam. Kocham Maksa i chcę z nim być. Z nim i z Kubusiem.
- Siostra! - wyciągnęła ramiona w jej stronę, przysuwając się do niej. - Mam nadzieję, że ten kretyn wreszcie doceni to, co dla niego robisz. I chociaż nie jestem przekonana, czy Maks na Ciebie zasługuje... Trzymam za Was kciuki! I zawsze jestem z Tobą...
- ... - bez słowa przytuliła ją do siebie, opierając głowę, na jej ramieniu. - Dobrze, że Cię mam.

><

Otworzył drzwi i wpuścił Alicję do pokoju, w którym stało kilka łóżeczek z niemowlakami. Kilka z nich spało, inne leżały spokojnie, rezolutnie rozglądając się po otoczeniu. Oni jednak podeszli bezpośrednio do konkretnego łóżeczka. Łóżeczka, w którym spał Kuba. I choć gdy tylko pierwszy raz spojrzał na dziecko wiedział, że żadne testy nie są potrzebne, teraz, gdy godzinę temu odebrał wyniki badań DNA czuł się spokojniejszy. Kubuś był jego synem.

Przystając z boku łóżeczka, od razu poprawiła kocyk, otulając nim szczelnie chłopca. Przesunęła palcem po jego zaciśniętej piąstce, uśmiechając się do siebie. Dopiero po chwili przeniosła spojrzenie na Maksa. Stał, opierając dłonie o brzegi łóżeczka. Patrzył na nią i na dziecko. Kąciki jego ust uniesione ku górze wyrażały zarówno dumę, jak i wzruszenie. Bez słowa podeszła do niego, a on rozłożył ramiona i przytulił ją do siebie. Położyła głowę na jego klatce piersiowej, obejmując w pasie.
- Dziękuję. - musnął jej włosy, szeptając cicho. - Kocham Cię.
Stali przez chwilę w milczeniu, przytuleni do siebie, patrząc na chłopca. Żadne z nich nie byłoby w stanie określić ile minut minęło, gdy malec zaczął się budzić. Najpierw przeciągnął się, prostując nóżki, które uniosły kocyk delikatnie ku górze, a później otworzył oczka, wodząc nimi po suficie.
- Mówiłam, że nie płacze... - szepnęła, odsuwając się delikatnie od Maksa i pochylając nad łóżeczkiem. Odsunęła kocyk na bok, uwalniając z niego dziecko. - Czeeść maluszku...
- Twardziel z niego.
- Po tatusiu.
- Chyba nie bardzo.
- Po tatusiu. - powtórzyła zdecydowanie. - Weźmiesz go? - skinęła, zauważając, że chłopczyk zaczyna się kręcić a na jego buźce maluje się grymas. Spojrzała w stronę Maksa i odsunęła się kawałek, widząc jak pochyla się nad łóżeczkiem. Spokojnym, opanowanym ruchem podniósł chłopca i ułożył w swoich ramionach. Musnął w czółko i uśmiechnął się, patrząc prosto w jego oczka. - Jak tam? Pewnie chciałbyś już pojechać do domu, co?
- Na pewno. Ale teraz to chyba by coś zjadł? - uśmiechnęła się, podchodząc do nich. Stanęła tuż przy Maksie i przekrzywiając głowę, uśmiechnęła się do malucha. - Prawda? - kąciki jej ust powędrowały jeszcze wyżej, gdy chłopczyk zwrócił w jej stronę swoje oczka. - Jest głodny. - spojrzała na Maksa, łapiąc jego wzrok. Patrząc jej w oczy uśmiechnął się szeroko. Nie miał ani cienia wątpliwości, że Ala będzie cudowną matką dla jego syna. Jeszcze wczoraj gdzieś na dnie serca odczuwał pewne obawy. Po tym wszystkim, co przeszli, ile Ala dla niego zrobiła i ile mu wybaczyła wiedział już, że jest kobietą o złotym sercu. Wiedział, że jeśli mówi, że pokocha jego dziecko, to tak będzie. A jednak mimo to bał się. Tak dużo przeszli... A Kubuś był dzieckiem Olgi. Kobiety, która w dużym stopniu przyczyniła się do ich rozstania. Kobiety, która przez pewien czas grała w jego życiu rolę, która powinna być Alicji.  Wiedział, że tego nie da się zapomnieć. I choć dziecko jest niewinne, wiele kobiet nie potrafiłoby tego zaakceptować. Pokochać dziecko swojego męża i innej kobiety, bezwarunkowo, bezwzględnie, jak swoje. Kubuś zawsze będzie przypominał im obojgu o Oldze. Za jego sprawą, pamięć o niej zawsze będzie obecna w ich życiu. Bał się, że będzie to dla Ali za trudne...Jednak w ciągu tych zaledwie kilku minut, które minęły odkąd weszli do tego pomieszczenia, każdym najmniejszym gestem, każdym spojrzeniem na chłopca, udowodniła mu, że pomimo tego, iż nie łączy jej z nim żadne pokrewieństwo, że nie może być tu mowy o biologicznym przywiązaniu, ona już go pokochała, a do obudzenia się w niej instynktu macierzyńskiego wcale nie było jej potrzebne naturalne 9 miesięcy ciąży, jakie ma na to każda kobieta, która ma zostać matką. Ona już kochała jego syna. Bezwarunkowo. Właśnie tak, jak matka powinna kochać dziecko. Bo przecież w matczynej miłości więzy krwi nie są najważniejsze. - Maks. - wyrwała go z zamyślenia. - Pójdziesz po mleko? - wyciągnęła ręce, dając mu znak, że przejmie od niego Kubusia.
Bez słowa podał jej dziecko. Z ułożeniem sobie malca w ramionach poradziła sobie bez problemu, tak spokojnie. Jakby było to czymś naturalnym, codziennym, opanowanym przez nią do perfekcji. A przecież nie miała jak i kiedy się tego nauczyć. Obserwował ją z podziwem.
Pierwszy raz widział swojego syna w ramionach Alicji. Pierwszy raz widział ją, z Kubusiem. I już wiedział, że ten widok na zawsze wyryje mu się w pamięci i pozostanie tym najpiękniejszym na świecie. Wychodząc, odwrócił się jeszcze raz w ich stronę.
Przystawała delikatnie z nogi na nogę, bujając lekko chłopca w swoich ramionach. Pochylała się twarzą w jego stronę i coś do niego mówiła. Uśmiechnął się do siebie i wyszedł.

Kilka minut później wrócił do pomieszczenia. Alicja stała do niego tyłem, nadal szeptając coś do Kubusia. Cicho podszedł do niej i stanął tuż za nią. Wzdrygnęła się lekko, kiedy wolną ręką objął ją w pasie, stając tuż za jej plecami. Zaraz jednak rozpoznała jego dotyk i oparła się o jego tors. Położył głowę na jej ramieniu, spoglądając na chłopca. I w tym momencie zaobserwował coś niesamowitego. Zdążył już zauważyć, że w jego ramionach Kubuś się uspokaja, a poczucie bezpieczeństwa wymalowuje się na jego buźce, czasem nawet delikatnym uśmiechem. Jednak teraz, patrząc na swojego synka, wtulonego w ciało Alicji, w kobiece wypukłości na wysokości dekoltu, buźka chłopca wyrażała tak nieopisany i błogi spokój. Zrozumiał, że właśnie tego było mu trzeba. Delikatnych, troskliwych, czułych kobiecych rąk. Oldze nie było dane nawet na moment wziąć synka w ramiona. Nie poznał jej zapachu, dotyku. Nie zaznał ciepła jej ciała. Dopiero Alicja... To ona była pierwszą kobietą, która w taki sposób przytuliła chłopca, która okazała mu tyle, tak potrzebnej maleńkiemu dziecku miłości, troski i kobiecej czułości. I w ten sposób, między Kubusiem a Alą wytworzyła się niepowtarzalna więź. To jej zapach, głos i dotyk będzie pamiętał.

- Nakarmisz go? - spytali równocześnie, po czym roześmiali się, stłumionym śmiechem. Odwróciła się przodem do niego, patrząc na niego sugestywnie.
- To Ty, czy ja?
- Ja. - oświadczył, przejmując z jej rąk chłopca. Usiadł z nim w fotelu, poprawił sobie w ramionach i sprawdzając temperaturę mleka, zaczął go karmić. Po chwili oderwał wzrok od maleństwa i spojrzał na Alicję. Stała w tym samym miejscu, przyglądając mu się z uśmiechem.
- Cudownie sobie radzisz.


><

Jakiś czas później chłopczyk zasnął. Maks został z nim, a ona udała się do Elżbiety. Musiała omówić z nią szczegóły swojego powrotu do pracy. Wiedziała, że Ela bardzo na nią liczy, że bez problemu, a nawet z radością przyjmie ją z powrotem.

- Oo, jesteś... - do sali, wszedł Wanat, z szerokim uśmiechem podszedł do Maksa, podał mu dłoń, po czym oparł się o łóżeczko i spojrzał na Kubusia. - To co, zabierasz go do domu?
- Mogę? - spytał zaskoczony, a jednocześnie szczęśliwy.
- Jutro. - poklepał Kellera po ramieniu i odszedł kilka kroków, zerkając na inne niemowlaki. W pewnym momencie odwrócił się jeszcze w stronę Maksa. - Poradzisz sobie? - sugestywnie skinął w stronę śpiącego chłopczyka. - Wiesz, że zajmowanie się małym 24 godziny na dobę będzie trudniejsze, niż tutaj, prawda?
- Wiem. - odparł, z przekonaniem w głosie. Kątem oka zauważył wchodzącą do pomieszczenia Alicję. Wstał i z szerokim uśmiechem wyciągnął rękę w jej stronę. Bez słowa podeszła do niego, przytuliła się, a on objął ją ramieniem, dodając. - Razem sobie poradzimy.
- Nie mam pytań. - uśmiechnął się szeroko, unosząc ręce do góry. Popatrzył na nich przez chwilę, po czym wyszedł z sali, dorzucając. - Cieszę się.
Maks musnął włosy Alicji i odsunął ją delikatnie od siebie.
- Jak Ela?
- W porządku. Od razu podpisałam umowę. - uśmiechnęła się. - I... Dobrze mi z tym.
- ... - uśmiechnął się, obserwując jak patrzy na Kubusia, a kąciki jej ust unoszą się w tak czułym uśmiechu.
- Co mówił Piotr?
- Jutro możemy zabrać go do domu. - oświadczył, pochylając się nad łóżeczkiem. Kubuś właśnie zaczął się budzić. Alicja odsunęła kocyk, a Maks po chwili wziął chłopca na ręce. - Słyszałeś? Jutro Cię stąd zabierzemy. - uśmiechnął się, czując ja Ala staje obok niego i opierając głowę na jego ramieniu, przygląda się dziecku.